Jedzenie
Ostatnio, przy opowiadaniu o zaburzeniach SI, pominęłam całkowicie kwestię jedzenia. I zrobiłam to specjalnie. To dlatego, że jest to temat bardzo obszerny i zasługuje na osobnego posta.
Jedzenie też jest bardzo sensoryczne. Angażuje wiele zmysłów, które mogą być narażone na przeciążenie. Nie tylko smak i węch, ale też wzrok, dotyk (receptory dotyku znajdują się przecież także w jamie ustnej, nie tylko na skórze), zmysł temperatury, a nawet słuch!
Wiele osób autystycznych ma problemy z jedzeniem, właśnie przez to, że silniej odczuwają niektóre bodźce zmysłowe, inne mogą odczuwać słabiej. Wyobraźcie sobie, że jedzenie nie ma smaku. Niektórzy tego doświadczyli, jeśli zarazili się covidem i stracili węch. W takim wypadku człowiekowi nie bardzo chce się jeść, ale trzeba, żeby mieć siłę. A co, jeśli wszystkie produkty pachną bardzo intensywnie, wręcz śmierdzą, a my musimy to zjeść? Albo dźwięk przeżuwania, przełykania, doprowadza nas do furii, bo jesteśmy go aż zanadto świadomi?
To są akurat ekstremalne przykłady, które mnie nie dotyczą, i każdy autystyk z wybiórczością pokarmową może manifestować ją zupełnie inaczej. Wytłumaczę więc na swoim przykładzie.
SMAK: Nie mam dużych wymagań smakowych, nie w porównaniu z osobami neurotypowymi. Mam swoje upodobania i znienawidzone smaki, jak każdy, niektórych rzeczy nie zjem, kiedy są gorszej jakości, ale na tym polu nie odczuwam żadnych znaczących problemów. Po prostu nie lubię poznawać nowych smaków, za dużo bodźców, boję się, że okażą się nieprzyjemne. Nie lubię mleka (jedyny wyjątek to na ciepło, do płatków), kiszonek, masła, bananów, brzoskwiń, agrestu, śliwek i sera żółtego, musi być topiony. Za to uwielbiam paprykę słodką (która podobno jest jednym z mniej lubianych warzyw), cytrynę (samą w sobie nie, ale jako dodatek do deserów, jak np ciasto cytrynowe) oraz ostre przyprawy, co też nie jest częstym upodobaniem. Spicy is yum.WĘCH: Tylko kilka potraw mi śmierdzi, nie zjem nic, jeśli w kuchni znajduje się to danie, bo zapach się unosi, nie mogę go znieść. Mam na myśli bigos, kapustę kiszoną i paprykarz.
WZROK: Na ogół nie lubię, kiedy jedzenie mi się miesza na talerzu, tym bardziej, że jem je w określonej kolejności (najpierw węglowodany, potem proteiny, sałatki zazwyczaj nie jem), ale jak lekko się zabrudzi, to przeżyję. Niektórzy nie lubią, kiedy mieszają im się na talerzu kolory. Mnie chodzi przede wszystkim o składniki. Kotlet zamokły i fioletowy od buraczków jest ble. Musi być w większości czysty. Nie tknę też niczego, co wygląda jak papka. Dla mnie to wygląda tak, jakby ktoś wziął jedzenie do ust, przeżuł, wypluł i na talerz, kazał mi zjeść i jeszcze wmawiał mi, że to bardzo dobre danie! Odpadają więc jajecznica, kaszki, kasze, tego typu rzeczy, ziemniaki purée lubię, przynajmniej zrobione tak, jak robi to moja mama. Nie są taką papką.
TEMPERATURA: Sądzę, że moje upodobania są całkowicie normalne, każdy człowiek woli ciepłe jedzenie, ale nie za gorące, bo gdy stygnie, traci smak.
DOTYK: Caramba. A szło tak dobrze. Głownie z tego powodu byłam określana niejadkiem, a moja już zrezygnowana mama przygotowywała mi na szybko frytki czy inne nuggetsy, kiedy reszta jadła normalny obiad. Nie jem całych grup produktów, głównie przez to, jakie nieprzyjemne uczucie wywołuje ich przeżuwanie. Nie jem w ogóle mięsa, wędlin, kiełbas, poza mięsem drobiowym, bo tylko drób jest dla mnie wystarczająco miękki. Przy czym, jeśli natrafię w kotlecie na tłuszcz albo chrząstkę, od razu bezpardonowo wypluwam, bo za twarde.
RUTYNA: To największy problem. Nie jest to zmysł, ale wpływa na większość mojego jadłospisu. Po prostu nie lubię próbować nowych rzeczy, bo może się okazać, że mi nie zasmakuje, będzie za twarde, nie zdołam tego przełknąć, a nawet wywoła odruch wymiotny. Przy próbowaniu na siłę, kiedy rodzice zmuszali, różnie bywało. Z powodu rutyny jadam surówki tylko i wyłącznie w restauracjach, choć w sklepie są z dokładnie tego samego źródła, więc smakują tak samo. Bo nie i już. Surówki są w restauracjach i nie chcę zmieniać tego przyzwyczajenia. Radzę sobie dobrze i bez nich, ewentualnie robię sobie sałatkę albo pomidora z mozzarellą. Jem niewiele warzyw właśnie z powodu rutyny. Tak samo z grzybami: tylko pieczarki. Pieczywo tylko pszenne lub pszenno-żytnie. Bo razowe to już byłyby nowe bodźce. W restauracjach zwykle biorę coś w stylu kotlet de volaille, a nawet w fast-foodach biorę zawsze to samo. A i tak zawsze jest stres, gdy idę do nowego miejsca, czy będzie cokolwiek jadalnego dla mnie. Wycieczki szkole, które oczywiście wiążą się z wykupionym wyżywieniem, były dla mnie koszmarem. Każdego dnia strach o to, co mi położą na talerzu i połowa niezjedzona. Czasem nauczycielki błagały mnie, żeby zjadła choć kęs, kiedy nie było absolutnie niczego, co bym lubiła. Dlaczego obiadów też nie można podawać w formie szwedzkiego stołu? Każdy brałby sobie, co lubi i po problemie!
DLACZEGO CZĘSTO WOLIMY WYSOKO PRZETWORZONE PRODUKTY OD NATURALNYCH?: Tutaj znowu wkracza rutyna i lęk przed nieprzyjemnymi bodźcami sensorycznymi. Produkty naturalne, np. owoce, warzywa, zależnie od ogromnej liczby czynników, będą smakować inaczej nawet na surowo. Mogą być słodkie, kwaśne, miękkie, twarde, soczyste i tak dalej. Natomiast produkty wysoko przetworzone, kupne, dania gotowe, są produkowane masowo na linii produkcyjnej. Dlatego zawsze smakują tak samo. Wolimy zjeść coś takiego, bo wiemy dobrze, jak smakuje, jakie inne zmysły oraz w jaki sposób angażuje, kiedy jedzenie naturalne nie daje już takiej gwarancji.
CUISINE PROBLEM: To termin, który sama wymyśliłam, bo uważam, że najlepiej oddaje nawyki żywieniowe tych osób autystycznych, które mają wybiórczość pokarmową. Po angielsku, bo w języku polskim kuchnia ma dwojakie znaczenie: pomieszczenie, gdzie przygotowuje się posiłki, oraz ogół dań należących do danego kręgu kulturowego. Tutaj chodzi o to drugie. Wyobraź sobie, że jesteś na wycieczce w egzotycznym kraju i musisz żywić się tym, co miejscowi. Podają ci zupełnie nieznane potrawy i produkty, wyglądające obrzydliwie, kwestionujesz ich jadalność. Najbardziej uniwersalny przykład to chyba robaki, mało kto byłby nimi zachwycony, a przecież są takie pyszne i zawierają dużo białka! Pewnie się krzywisz i nie dowierzasz. My, autystycy, całe życie jesteśmy na takiej wycieczce. Nasze upodobania żywieniowe mocno odstają od większości, jakbyśmy byli obcokrajowcami. Ale nikt nie daje nam taryfy ulgowej, bo nie mamy na czołach napisane, że nie jesteśmy stąd. Przecież urodziliśmy się tu, wychowaliśmy, więc o co chodzi? A nasze kubki smakowe mimo to zdają się pochodzić z bardzo daleka.
Widać więc, że autystyczna (ale też sensoryczna, bo można mieć zaburzenia SI bez autyzmu) wybiórczość pokarmowa to nie jest zwykłe wybrzydzanie i dziecko niejadek, a tak właśnie często jesteśmy traktowani przez nasze rodziny, nawet w dorosłości. Moim zdaniem nawet neurotypowego dziecka nie powinno się tak traktować, gdy pojawi się problem z jakimś pokarmem, a zamiast tego porozmawiać, dowiedzieć się, co sprawia problem i spróbować to naprawić, ale u autystyków to szczególnie ważne, bo jesteśmy wrażliwsi i bardziej narażeni na traumy, statystycznie również częściej niż ogół populacji cierpimy z powodu zaburzeń psychicznych.
Co jest zakazane?
- podejście: jak zgłodnieje, to zje - to zwykłe głodzenie dziecka, ono się nie uparło, bo tak, naprawdę odczuwa wszystko inaczej!
- przytyki i wyśmiewanie: ty nic nie jesz, niejadek, jak wiatr zawieje to cię zdmuchnie, chudzielec-widelec; Boże, X zjadła jabłko, szybko, dzwońcie po karetkę! (jako nieśmieszny żart, nie w reakcji na alergię na jabłka)
- wywoływanie poczucia winy: babci będzie smutno jak nie zjesz; dzieci w Afryce głodują, a ty ciepły obiadek masz; za komuny nie było nic na półkach, musisz być wdzięczny, że masz co jeść; teraz wszystko takie drogie, jedz, bo zaraz nas nie będzie na to stać; Jak to nie zjesz tradycyjnego polskiego bigosiku? I nigdy nie jadłaś? Chora jesteś? Co to za Polka, co nigdy nie jadła bigosu!
- inwalidacja: niemożliwe, przecież wcale nie śmierdzi, wcale nie jest twarde, wymyślasz, wydziwiasz, wybrzydzasz
- zmuszanie do spróbowania
- kary za niejedzenie, niezjedzenie wszystkiego z talerza (nie wstaniesz od stołu aż nie zjesz, nie obejrzysz bajki jak nie zjesz, dostaniesz karę na komputer jak nie zjesz ziemniaków)
- wmuszanie jedzenia, dosłownie wpychanie go do gardła (sama przechodziłam, nie, nie sprawi to magicznie, że zaczniemy jeść)
- przemycanie nielubianego pokarmu w daniu, nie informując o tym zainteresowanego (Błagam, nie róbcie tego. Czasem zdarzy się, że nawet zje i nie poczuje, może nawet ostatecznie polubi albo zacznie tolerować, ale wtedy zaufanie do was jako rodziców/innych bliskich rozwala się jak domek z kart. Autystyk będzie już zawsze podejrzanie patrzeć na serwowane przez was dania, jakbyście próbowali podłożyć mu truciznę.)
- krzyczenie, bicie oraz inne już naprawdę oczywiste formy przemocy w reakcji na niejedzenie (wszystko wyżej to też przemoc, głównie psychiczna)
- generalnie wszelkie zachowania wskazujące na to, że ewidentnie masz problemy z rozumieniem słowa "nie"
Co w zamian?
- Rozmowa, komunikacja, i jeszcze raz rozmowa. Dziecko musi wiedzieć, że chcesz je wysłuchać, a nie podejmować decyzje za nie!
- Samodzielność i decyzyjność. Zdarzy się, że nie zje nawet tego, co samo wybierze, ale w przypadku samodzielnie podjętej decyzji szanse na konsumpcję są wyższe.
- Szacunek - to też jest człowiek, który ma swoje potrzeby. To, że są inne niż osób neurotypowych, nie znaczy, że należy je ignorować.
- Osobne obiady - tego prawdopodobnie w niektóre dni nie da się uniknąć, i wcale nie musi oznaczać ogromnych dodatkowych nakładów pracy.
- Domowe wersje gotowych dań, ale bez zmuszania.
- Nic o nas bez nas - pytaj, rozmawiaj, zamiast podejmować decyzje za dziecko.
- Skoro jesteśmy trochę takimi kulinarnymi obcokrajowcami, może sprawdzić się stopniowe wprowadzenie rozwiązań z obcych kuchni. U mnie się sprawdziło. Lubimy np. zjeść kurczaka i zwykłe polskie warzywka owinięte w tortillę.
- Można spróbować wykorzystać pozytywne skojarzenia. Ja byłam bardziej skłonna spróbować dań kuchni japońskiej, bo to moje special interest. Na początku byłam niechętna wobec ryżu, teraz wolę go od ziemniaków, jem yakisobę, ramen (w wersji drobiowej), gyozę i chcę więcej!
- Psychodietetyk znający się na spektrum.
I najważniejsza refleksja na koniec:
Komentarze
Prześlij komentarz