Rutyna

    Wczoraj usiadłam do pisania posta i właściwie nie wiedziałam, od jakiej cechy autystycznej zacząć, ale chciałam cosik wrzucić, to lekko tylko zmieniłam fragment moich notatek do diagnozy o jeździe samochodem i gotowe. Postuję, idę czytać książkę, czytam i słyszę z dołu, jak tata mówi, że Elżbieta II zmarła. I to mnie zainspirowało to rozpoczęcia serii autystycznych cech od rutyny. O królowej też odrobinka będzie, trochę dalej.

A to wczoraj wieczorkiem czytałam. Serdecznie polecam książki Ricka Riordana, ma bardzo lekki styl, parę razy zaśmiałam się w głos.
    Z czym kojarzy wam się rutyna? Z nudą, szarymi dniami, które wyglądają tak samo? Czy może z bezpieczeństwem?
 
    Bo mnie zdecydowanie z tym drugim.
 
    Będzie o tym osobny post, ale już przy okazji wczorajszego, o jeżdżeniu samochodem, mieliście okazję wejść do mojej głowy. Przetwarza ona mnóstwo różnych bodźców i nie za wszystkimi nadąża. Niektóre moje zmysły są wyostrzone, inne przytępione, a zarówno jedno, jak i drugie przysparza mi na co dzień sporo problemów. Wiele osób w spektrum, i ja również, ma problemy z odróżnianiem strony lewej od prawej, a mówiąc ściśle, nie pamiętamy, jak te strony się nazywają. Na hasło: "skręć w lewo" potrafię więc włączyć prawy migacz, będąc święcie przekonana, że to jest właśnie lewo. Do tego problemy z podejmowaniem szybkich decyzji, a codziennie musimy podejmować ich multum - chociażby to, co zjemy dziś na śniadanie. Już taka drobna decyzja potrafi mnie przyprawić czasem o ból głowy. Jeśli brakuje wam wrażeń, to chętnie na jeden dzień wymienię się swoim umysłem, naprawdę. Bo ja momentami mam ich dosyć. 

    To wszystko sprawia, że często jesteśmy przeciążeni, jak my to mówimy, przebodźcowani, zmęczeni, potrzebujemy wyciszenia czy drzemki. A żeby uniknąć przebodźcowania, budujemy rytuały i mocno trzymamy się swojej określonej rutyny. To pozwala nieco odsiać część bodźców, bo jeśli będziemy stale powtarzać jakąś rutynę, to dany bodziec stanie się jej częścią i nie będziemy już tak silnie na niego reagować. Dlatego wszelkie zmiany planów potrafią nas bardzo rozzłościć, zasmucić czy wywołać dowolną silną reakcję emocjonalną. 

    A jak to wygląda u mnie? Chodzę do sklepów czy instytucji zawsze tą samą trasą, bo już ją znam i wiem czego się spodziewać. Każda zmiana trasy, nawet w jakimś pozytywnym celu, np. kupienia sobie loda w sklepie przecznicę dalej, burzy poczucie bezpieczeństwa, bo to już coś nowego. Kilka takich zmian rutyny dziennie jestem w stanie znieść, ale gdy zdarzy się ich bardzo dużo i będą znaczne - przeciążenie gwarantowane. Gdy jem obiad, zawsze zjadam najpierw ziemniaki, potem mięso/rybę. Surówek i sałatek praktycznie w ogóle nie jadam. Głowę myję zawsze w soboty, wtorki i czwartki. W piątki wieczorem jeździmy na cmentarz, by umyć pomnik dziadka. W środy rano mam terapię. W dni powszednie do około piętnastej mam wolny czas + muszę zrobić obiad. Muszę minimum dzień wcześniej wiedzieć, co mam zrobić na ten obiad. Raz w tygodniu sprzątam cały dom, i to niekoniecznie w sobotę. Po obiedzie, kiedy rodzice wracają z pracy, zajmuję się zupełnie innymi aktywnościami niż przed obiadem. Mogę pisać w spokoju tylko wtedy, gdy nikogo nie ma w domu, popołudniami raczej oglądam anime i czytam książki. Około siedemnastej każdego dnia piję kawę. O ósmej rano biorę antydepresanty, około dziesiątej wieczorem się kładę. Herbatę piję z innego kubka, kawę z innego. Moje życie składa się z samych rytuałów, pewnie jest ich jeszcze więcej, ale tak do nich nawykłam, że nawet ich już po prostu nie zauważam.

    A co się dzieje, gdy tą rutynę trzeba zaburzyć? Bo chcemy się spotkać z chłopakiem, pojechać gdzieś w weekend, odwiedzić babcię? Na takie zaburzenia rutyny nie reaguję silnie, pod warunkiem, że zostanę poinformowana o zmianie planów z mniej więcej tygodniowym wyprzedzeniem. Gdybym dowiedziała się dzień wcześniej, nie zdążyłabym się przestawić, przygotować psychicznie na wyjazd czy ugoszczenie kogoś. Nawet, jeśli wydaje się, że nie mam konkretnych planów na dany dzień. Jeśli dużo takich zmian w planie nałoży się w krótkim czasie, jestem zirytowana, smutna, a czasem mam wręcz myśli samobójcze. Nie lubię niespodzianek. Lubię wiedzieć, czego mogę się danego dnia spodziewać. 
 
    A teraz wracając do wczorajszej śmierci królowej. Jak już wspominałam, akurat czytałam książkę, gdy się dowiedziałam, byłam w połowie rozdziału i doczytałam już w nerwach, zbita z tropu. Jak to nie żyje? Elka (jak zwykłam ją czasem pieszczotliwie nazywać w rozmowach z chłopakiem) nie żyje? Widziałam rano posta, że źle się czuje, ale że to już? Tak nagle? To na pewno nie fake news? Sprawdziłam facebooka, cały zalany w kondolencjach, więc nie fake news. Byłam w lekkim szoku, było mi smutno, w pierwszej chwili nawet trochę mnie piekły oczy, jakbym miała płakać, ale potem przeszło. Wciąż nie do końca mogę w to uwierzyć. 
 
    Był sobie człowiek, z mojej perspektywy zawsze i nagle pyk - dowiaduję się, że nie ma. I nie chodzi nawet o to, że jakoś królową się mocno interesowałam i mega ją lubiłam, choć pewnie i są osoby z takimi doświadczeniami, nawet w spektrum, jeśli akurat Elżbieta II stała się czyimś specjalnym zainteresowaniem. Niedużo o niej w sumie wiedziałam, tyle co zdjęcia z mediów, nigdy nie oglądałam jej składającej życzeń na święta, nie słyszałam jej głosu, raz przeczytałam jej historię życia na wikipedii, wysyłałam chłopakowi memy o tym, że królowa wszystkich przeżyje, myślałam o niej ciepło, bo media też tak ją przedstawiały, ale to właściwie tyle. Nie znałam jej ani trochę. I zrobiło mi się smutno? Na logikę trochę dziwne, ale szybko pojęłam, co tu się zadziało. 
 
    Jej śmierć zaburzyła moją rutynę. 
 
    Całe życie szłam ze świadomością, że ona tam w UK jest, a teraz nagle nie ma. Niewielka zmiana, ale jednak zmiana. Wystarczająca, by wywołać lekki szok, smutek, u innych osób także łzy, żałobę, może nawet silniejszą niż po członkach rodziny. To jest okej. Rutyna daje nam, autystykom, poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że teraz przez kilka dni będę musiała być dla siebie bardziej wyrozumiała, aż mój autystyczny umysł nie przywyknie do nowej rutyny - rzeczywistości bez królowej. 
 
    Przypomniałam też sobie sytuację, na którą zareagowałam bardzo podobnie. Chyba chodziłam wtedy do gimnazjum. Od dłuższego czasu słyszałam członków rodziny czasem rozmawiających o ciotce Wandzie, która trafiła do szpitala. Ciotka była już stara, właściwie mama nazywała ją ciotką i ja powtarzałam za nią, ale nawet nie wiem, w jaki sposób była z nami spokrewniona. Czasem wpadała do nas na taras, bo mieszkała tuż obok, po sąsiedzku. Pamiętam, że pomyślałam sobie, że pewnie niedługo umrze. Nie byłam szczególnie do ciotki przywiązana, dla mnie dalsza rodzina, jednocześnie sąsiadka, po prostu była i tyle. I rzeczywiście wkrótce ciotka zmarła. Na logikę nie powinnam mocno reagować, ale emocje nie są logiczne. Nie przejęłam się na samą wieść o jej śmierci, ale za to na pogrzebie coś mnie tknęło i zaczęłam płakać. Oprócz jej córki byłam chyba jedyną osobą, która wtedy w kościele płakała. Było mi głupio, bo przecież za dobrze jej nie znałam, blisko nie byłyśmy, a ja nie wiedzieć czemu za nią płaczę, usiłując powstrzymać łzy, choć z marnym skutkiem. Dopiero wczoraj uświadomiłam sobie, skąd prawdopodobnie u mnie ta reakcja - znowu, zaburzenie rutyny. Był sobie człowiek i nagle nie ma, a już tak niby drobna rzecz wyrzuca nas z rytmu. Nawet, gdy to nie był ktoś dla nas specjalnie ważny. Rutyna daje mi poczucie bezpieczeństwa, które wtedy, kilka lat temu, oraz wczoraj zostało zaburzone. I stąd smutek. 
 
    Mam nadzieję, że teraz trochę bardziej rozumiecie takie scenki, jak np. autystyczny chłopiec rzucający się na podłogę i histeryzujący, bo dostał soczek w innym kubku, niż zawsze. To zburzyło jego rutynę. A zareagował tak silnie, bo może w jego życiu dzieje się bardzo dużo, jest przebodźcowany, nie może sam tworzyć swoich rutuałów, bo jest zależny od rodziców, no i jest dzieckiem, więc jeszcze nie ma wykształconych w pełni mechanizmów radzenia sobie ze stresem. To nie jest zachowanie niegrzecznego dziecka, naprzykrzanie się, czy jakkolwiek NT to jeszcze nazywają. To realny problem. W imieniu społeczności autystycznej proszę was o wyrozumiałość i uszanowanie dla naszej rutyny. Jeśli będziecie ją szanować, na pewno będzie nam się lepiej wspólnie żyło.

Komentarze