Astronomia

To moje ulubione kosmiczne zdjęcie, fragment Mgławicy Carina, chyba jednej z najpiękniejszych
znanych mgławic.

    Jadę autobusem, lekko przysypiam. Trochę, żeby nie zasnąć, a trochę, żeby zabić czas (mamy już większość drogi za sobą, nie chce mi się wyciągać książki żeby zaraz musieć ją chować) skrobię dla was kolejnego posta.

    Niech będzie coś przyjemnego, więc jedno z moich special interests. Niech będzie astronomia.

    Tak jak większość moich pasji, ta również ma swoje początki w bibliotece publicznej, w tak młodym wieku, że zdaje się, iż była ze mną od zawsze.

    Jak wiecie już z posta o książkach, w tym wieku najbardziej interesowały mnie encyklopedie dla dzieci, ilustrowane popularnonaukowe dla maluchów. Głównie ze względu na mnogość barwnych ilustracji i fotografii.

    Nie pamiętam dokładnych okoliczności pierwszego zetknięcia się z astronomią, ale za to doskonale pamiętam to uczucie. Wyobrażam sobie, że wzięłam do rączek książkę, otworzyłam ją, żeby ją przejrzeć, na losowej stronie i ujrzałam jedno ze zdjęć z kosmicznego teleskopu Hubble'a. W każdym razie na pewno te uczucia wywołało ujrzenie piękna wszechświata po raz pierwszy, ze wszystkimi mgławicami, kolorami i obłokami gazu. Najprawdopodobniej musiało być to więc zdjęcie Hubble'a. 

To mogło być nawet to zdjęcie, jedno z najbardziej znanych od Hubble'a. Mgławica Koński Łeb w Orionie.

    Zaparło mi dech w piersi. Byłam zachwycona tym pięknem, tajemniczym i nieuchwytnym. Wtedy dla mnie jeszcze nie do opisania. Chciałam lepiej poznać to, co mnie tak zachwyciło. Wypożyczyłam tą książkę i tak zaczęłam moją przygodę z książkami o kosmosie.

* odgłosy pociągania nosem *
    Przepraszam, wzruszyłam się, pisząc o Hubble'u. Było o tym głośno, więc pewnie obiło wam się o uszy, że zepsuł się, tym razem na amen, bo od kiedy NASA zrezygnowała z programu wahadłowców nie było już jak posłać techników do naprawienia go. Z resztą Hubble był stary, a teleskop Jamesa Webba już któryś raz miał przełożony start. Wreszcie wyruszył w kosmos w wigilię Bożego Narodzenia zeszłego roku, by zająć miejsce poprzednika. A od kilku miesięcy zachwyca nas dotychczas niespotykaną jakością kosmicznych zdjęć.

    Uczcijmy Hubble'a, który rozpoczął moją wielką pasję do kosmosu, minutą ciszy.
.
.
.

Lub to, fragment Mgławicy Carina. Czyż Wszechświat nie jest piękny?

    Ten najwcześniejszy okres, trwający do trzeciej klasy włącznie, obfitował w czytanie astronomicznych encyklopedii dla dzieci oraz w oglądanie filmów dokumentalnych o tej tematyce na National Geographic. Szybko zaczęły mnie interesować coraz większe szczegóły, a wiadomości w książkach w bibliotece się powtarzały. W końcu w ogóle przestałam tam przychodzić, z myślą, że nic tam dla mnie nie ma, a na książki dla dorosłych byłam jeszcze za mała. 

Filary Stworzenia w
wykonaniu Webba
    Do końca podstawówki realizowałam więc swoją pasję głównie poprzez marzenia na jawie o kosmicznych podróżach. Chciałam zobaczyć to wszystko na własne oczy, z bliska. Chciałam zostać astronautą. Miałam też kilka własnych książek o kosmosie, przeglądałam je w miarę regularnie. Szybko rozczarowałam się natomiast elementami astronomii na przyrodzie: to wszystko już dawno umiałam. Mieliśmy uczyć się kolejności planet, rozróżniania planety, księżyca i gwiazdy, kiedy ja chciałam czegoś dla średniozaawansowanych. Straciłam już nadzieję, że znajdę materiały odpowiednie dla siebie, bo próbując czytać wikipedię, nic nie rozumiałam. Kto pisze te artykuły? Wy też macie wrażenie, że te fizyczne rzeczy da się tam zrozumieć dopiero po doktoracie z fizyki? Na któreś święta wybłagałam też od rodziców mały teleskop, ale praktycznie go nie używałam. Jakoś inaczej wyobrażałam sobie obserwacje. Trzeba znaleźć dobre miejsce. Ciepło się ubrać. Zarwać nockę. Nauczyć się w ogóle z tego korzystać. Kiedy akurat miałam ochotę na obserwacje, niebo zasnute było chmurami.

    Nieśmiało marzyłam o samodzielnym studiowaniu mechaniki kwantowej, o której usłyszałam w bajce, ale słyszałam też, że jest bardzo trudna, więc nie miałam odwagi.

    Moją pasję trochę ożywiło odkrycie zamiłowania do anime, bo moim pierwszym było Sailor Moon, całe naszpikowane motywami astronomicznymi. Czytając o ulubionych postaciach, szperałam też co-nieco na temat ich ciał niebieskich. Najbardziej mnie do serii przekonały właśnie te motywy astronomiczne, rozważania o innych cywilizacjach Sailorek na księżycach i planetach. Klasyczne science fiction nigdy mnie nie przekonywało. Nie interesowały mnie rakiety i cała ta maszyneria, podróż w kosmos za pomocą jedynie magii dużo bardziej mi się podobała. Nie minął nawet rok, a zebrałam całą mangę i czytałam ją. Do dziś uważam się za Moonie, czyli fankę Sailor Moon. Czekam na premierę wydania Kanzeban w Polsce, przedpłaty dawno zrobione. Wciąż jest to moja ukochana seria i jeśli kiedyś zacznę kolekcjonować merch z anime, zacznę od broszek i bereł Sailor Moon. Długopis transformacji Sailor V z mangi też byłby fajny. 

    Jednocześnie pisałam swoją własną książkę opartą w dużej mierze o motywy astronomiczne, którą w wieku 18 lat zaczęłam od nowa i ukończyłam. Czy ją wydam? Chciałabym, to moje opus magnum, ale jest też bardzo intymne, więc nie wyobrażam sobie tego inaczej, niż pod pseudonimem. Jeszcze się zastanawiam, ale nie wykluczam. Jakby co, was na pewno poinformuję, może nawet przybiorę ten sam pseudonim, co na blogu.

    No ale wróćmy do chronologii. Chodziłam do gimnazjum. Alicja była jeszcze bardziej wkręcona w astronomię niż ja, pojechałyśmy razem do Torunia do obserwatorium, miałyśmy razem jechać na konkurs wiedzy astronomicznej do Potarzycy (znajduje się tam pierwsze planetarium w Polsce, jak ktoś nie był, to polecam, zupełnie inne doświadczenie niż w tych nowoczesnych, bo gwiazdy są wyryte na sklepieniu). Ja nie pojechałam. Wstydziłam się, bo mocno zaniedbałam to hobby pod względem wiedzy. Stanęłam na wiadomościach, które zabrałam z biblioteki w klasach 1-3. Zostały uczucia, nawet silniejsze, ale pojęcie o odkryciach miałam niewielkie. Nie chciałam się zbłaźnić, widząc, jak wiele Alicja wiedziała. Wybierała się na astronomię, potem na fizykę, ostatecznie poszła na politechnikę. Jej matematyka w gimnazjum dodała skrzydeł, mi je podcięła. Wraz z programem z fizyki legły w gruzach moje marzenia o studiowaniu astronomii. Poszłam w kierunku humanistycznym, ale zamiłowanie do astronomii nie zniknęło.

Prawdziwe dzieło CGI - Gargantua z Interstellar. Wciąż zachwyca mnie fakt, że na podstawie
samych obliczeń udało się wygenerować odpowiadający prawdzie obraz, bo gdy ukazała się
fotografia czarnej dziury, wyglądała tak samo, ale w o wiele gorszej jakości przez ogromną odległość.

    Liceum na humanie, pojechałam do galerii, żeby kupić mi kurtkę czy buty na zimę. Coś w tym stylu. Jak to ja, naciągnęłam rodziców na księgarnię. Padło na Świat Książki. Rozglądałam się, kiedy wśród nowości wypatrzyłam Astrofizykę dla Zabieganych - pierwszą książkę, która wydała mi się odpowiednia dla średniozaawansowanego pasjonata. Nie myliłam się.

    Ta książka na nowo rozbudziła we mnie miłość do gromadzenia wiedzy o kosmosie. Odważyłam się sięgnąć po kolejne. Wszechświat w twojej dłoni przekonał mnie, że fizyka kwantowa nie jest wcale taka trudna, jak się ją dobrze wytłumaczy i pominie obliczenia (heh, pasjonatów w końcu mało one interesują i dlatego książki popularnonaukowe zawierają ich niewiele). Potem przeczytałam Krótką historię czasu, Stephen Hawking i Neil deGrasse Tyson stali się moimi idolami, dopiero niedawno przeczytany wywiad-rzeka Człowiek. Istota kosmiczna zainteresował mnie science fiction. Kupiłam Diunę (tylko tą oryginalną!), Odyseję Kosmiczną, Marsjanina, właśnie przeczytałam Dzienniki Gwiazdowe Lema, czytam Świat Wiedzy Kosmos, siedzę na grupach na fb zrzeszających pasjonatów astrofizyki... Obejrzyjcie Intersellar! Nauczyciel fizyki nam polecił, jest super, większość zjawisk fizycznych zgadza się z rzeczywistością, pod koniec to już fantazja reżysera, bo nawet nauka nie zna odpowiedzi na te pytania, ale istnieją takie hipotezy.

Ma najukochańsza gwiazda, Regulus we Lwie
Co najbardziej kocham w kosmosie?

    Piękne mgławice, pierścienie Saturna, misje łazików i Parker Solar Probe (jak mogliśmy się zapisywać na wirtualne bilety, to się zapisałam na duchową podróż ku Słońcu), gwiazdozbiory, gwiazdę Regulus, komety, zaćmienia słońca, teorię strun oraz ogromne możliwości, jakie daje nam nauka nie tylko w poznaniu wszechświata, ale też co daje nawet takiemu przeciętnemu Kowalskiemu (wyścigowi kosmicznemu zawdzięczamy internet, GPS, sieci satelitarne, to wszystko powstało jako jego skutek uboczny) oraz być może w uratowaniu Ziemi przed kryzysem klimatycznym (poczytajcie o terraformacji; a Ziemię też można terraformować!). 

    Kosmos zawsze był, i nadal jest dla mnie światem niemal bajkowym. Tajemniczym, pięknym, pełnym przygód, zachwycającym. Nie potrafię opisać słowami, jak bardzo jest dla mnie ważny. Gdy dni wydają się szare, mogę uciec myślami do kosmosu. W tych najgorszych chwilach często wyobrażałam sobie, że najlepiej mi będzie duszą wśród gwiazd. Teraz patrzę na to trochę inaczej. Chcę żyć dalej, by dalej poznawać wszechświat, być naocznym świadkiem kolejnych odkryć w astrofizyce, zachwycać się pięknem wszechświata poprzez oglądanie zaćmień, w przyszłości deszczy meteorów oraz przelotu komety Halley'a opodal Ziemi, kiedy będę już właściwie babcią. Głośno mówię, że jestem ateistką, ale chyba w głębi duszy mam nadzieję, że po śmierci jakaś cząstka świadomości zostaje. I że w ten sposób będę mogła wyruszyć w daleką podróż ku gwiazdom. A nawet jeśli nie, pocieszająca jest już sama myśl, że materia nie ginie. Powstaliśmy z atomów, które zrodziły się po śmierci pierwszej generacji gwiazd. Jesteśmy zrobieni dosłownie z gwiezdnego pyłu, a obieg materii w świecie cały czas trwa. Myśl, że materia, z której jestem zrobiona, być może zawędruje kiedyś o wiele dalej, niż zdołał dotrzeć człowiek, jest niesamowita. Chciałabym lepiej poznać rubieże kosmosu, nieważne, jak. Jakby mnie było stać, to bym kazała się skremować i wysłać na jakiejś sondzie, niektórzy astronomowie tak robili.

To zdjęcie Hubbe'a, ale przyjrzyjcie się. Jaka to wielość różnych światów, galaktyk. Każda ta kropka, pełna bilionów gwiazd. A to zaledwie drobny wycinek nieba...

Komentarze