Dziewczyna z konbini

Dziś przychodzę do was z kolejną recenzją książki o spektrum, lecz tym razem jest to nie fakt, lecz literatura, fikcja. Na okładce widnieje jako powieść, ale ma tylko 140 stron, więc osobiście określiłabym to mianem noweli bądź opowiadania, w każdym razie dłuższego. Tutaj nie ma miejsca na wątki poboczne i faktycznie się one nie pojawiają, a to jest główny wyznacznik powieści, odróżniający ją od innych utworów prozatorskich. Nie spodziewałam się, że będę o niej pisać na blogu, ale główna bohaterka moim zdaniem jest w spektrum. O jakim utworze mowa?

Tytuł: Dziewczyna z konbini

Autorka: Sayaka Murata

Data polskiego wydania: 2019

Data japońskiego wydania: 2016

Liczba stron: 142 str

Główną bohaterką jest Keiko Furukura, trzydziestosześcioletnia ekspedientka w konbini. 

Konbini to takie mniejsze markety w Japonii, czynne całą dobę, nawet w święta. Sprzedają jedzenie, przekąski, fast foody, kosmetyki, ale też inne produkty pierwszej potrzeby. Niektóre zakupione potrawy można tam od razu podgrzać i przy stoliczku zjeść. Funkcjonowaniem najbardziej przypominają chyba nasze Żabki. To bardzo popularny rodzaj sklepów w Japonii, bo można tam o każdej porze dostać wszystko, czego dusza zapragnie. Nie masz składników na obiad? Dziecko przypomniało sobie w nocy, że ma do zrobienia wycinankę do szkoły na jutro? Nie trzeba martwić się, że sklepy zamknięte, w pobliżu jest konbini i szybko kupisz sobie tam to, czego ci trzeba. 

Co równie istotne, w konbini nie pracuje się na stałe, a jedynie dorabia. Pracują tu głównie studenci, imigranci, którzy przyjechali za chlebem, licealiści, generalnie młodzi ludzie. W końcu każdy opuszcza konbini i zdobywa prawdziwą pracę, na pełny etat. 

Ale nie nasza Keiko. 

Sama twierdzi, że nie potrafi pracować nigdzie indziej. Próbowała, ale nikt jej nie przyjął. Skończyła studia, ale nie znalazła nic w swoim zawodzie. Tutaj czuje się najbezpieczniej. Ma ustalony rytm dnia, konkretne, proste zadania, nawet relacje z ludźmi są na tyle zrytualizowane, że da się to zapamiętać i robić automatycznie. Wtedy czuje się trochę bardziej normalna. "Rano znów przemieniałam się w ekspedientkę. Znów mogłam stać się trybikiem w mechanizmie świata. Tylko to robiło ze mnie normalnego człowieka."

Od dziecka Keiko miała problemy w relacjach międzyludzkich. W jednym z początkowych rozdziałów przywołuje kilka takich sytuacji. 

Jako kilkulatka znalazła martwego ptaszka. Zamiast smucić się i wyprawiać mu pogrzeb, jak inne dzieci, ona się cieszyła. Zabrała go do mamy i namawiała, żeby zjedli go wszyscy na kolację. W końcu tata uwielbiał kurczaka, a drób to drób. Nie rozumiała, dlaczego oczekiwano od niej, że będzie smutna albo przerażona. Tak naprawdę nikt nawet nie usiłował jej wyjaśnić, czym różni się niebieski ptaszek w parku od kurczaka. Miała to skądś wiedzieć, ale skąd? Posłuchała mamy i zrobiła jak kazała, choć nic z tego nie rozumiała. "Dzieci dookoła zaczęły zabijać rosnące w pobliżu kwiaty, przerywając im łodygi. Szlochając, powtarzały, jak biedny jest ptaszek. 'Na pewno spodobałyby mu się takie piękne kwiatki', dodawały jeszcze. Jak dla mnie miały coś nie tak z głową." Po co zabijać kwiaty dla truchła ptaszka?

Innym razem na wuefie chłopcy zaczęli się bić. Keiko zrozumiała, że trzeba ich szybko powstrzymać, więc uderzyła ich w głowy łopatą. Podziałało. Pozostałe dzieci się przeraziły, mamę wezwano do szkoły, a Keiko nie rozumiała, co zrobiła nie tak. Wszyscy krzyczeli, że trzeba ich powstrzymać i zrobiła to jak najszybciej. Nie wiedziała, że są jeszcze dodatkowe zasady określające, jak można powstrzymać bijących się chłopców. Nikt o tym przecież nie wspominał. Natomiast kiedy na lekcji nauczycielka się wściekła, a przeprosiny wystraszonych dzieci nic nie dały, Keiko ściągnęła jej majtki. To ją natychmiast uciszyło, efekt został osiągnięty. Nauczycielom wyjaśniła, że widziała podobną scenę w telewizji. Tam pani się uspokoiła, kiedy zdjęto jej ubranie, w głowie dziewczynki wszystko się więc zgadzało.

Znów nie rozumiała, o co złoszczą się dorośli. Było jej jedynie wstyd. Widziała, że coś jest z nią nie tak. Że rodzice mają przez nią problemy. Nie umiała rozpoznać, jak powinna się zachować w społecznych sytuacjach, więc zaczęła milczeć. Odzywała się jak najmniej, tylko wtedy, gdy było trzeba. Nic nie robiła z własnej inicjatywy, bo jakimś cudem jej pomysły były zawsze złe. Naśladowała więc innych albo wykonywała ich polecenia. Tak było bezpieczniej. Nie miała przyjaciół, życie toczyło się obok niej. Ale przynajmniej nie sprawiała już kłopotów. Rodzice wciąż się jednak martwili, nauczyciele zgłaszali, że jest aż zbyt spokojna. Kiedyś usłyszała rozmowę mamy i taty. Wspominali o tym, że trzeba ją jakoś wyleczyć. Czyli była zepsuta i trzeba było ją naprawić. Zabrali ją raz do psychologa, ale ten najpierw sądził, że na pewno to patologiczna rodzina, a gdy wyprowadzono go z błędu, zalecił tylko dużo miłości. Czyli odprawił ich z kwitkiem, nic nie umiał poradzić. Rodzice dalej martwili się, jak ta niepozorna osóbka poradzi sobie w dorosłym życiu, skoro z nikim nie umiała się porozumieć. 

Dlatego ucieszyli się bardzo, kiedy na studiach zaczęła dorabiać w konbini. Nikt jej nie namawiał, po prostu natknęła się na ogłoszenie, była ciekawa, zafascynowana wręcz nowo otwierającym się pudełkiem, które jeszcze w niczym nie przypominało sklepu, i postanowiła spróbować. Po rozmowie kwalifikacyjnej wszystkich odpowiednio przeszkolono. Uczyli się z podręcznika, powtarzali formułki, kłaniali się, odgrywali role. Keiko od dziecka uczyła się naśladować normalnych ludzi, żeby nie wyjść na dziwną, więc szybko załapała. Pierwszy dzień prawdziwej pracy był nieco stresujący, ale też wyzwalający. Wtedy poczuła, że narodziła się jako normalny człowiek. Zachowywała się, jak tego od niej oczekiwano, nikt nie patrzył na nią dziwnie. Wreszcie stała się częścią świata. Dlatego została.

Nie będę już opisywać początku dalej, żeby nie zabrać wam przyjemności czytania książki. Było to jednak konieczne, skoro chcę jakoś udowodnić, że Keiko jest autystyczna, tylko do samego końca nikt o tym nie wie. Nawet opis z tyłu okładki sugeruje zupełnie inną interpretację utworu - krytykę przedkładania interesu grupy nad ten jednostki, które jest typowe dla azjatyckich społeczeństw. Rzeczywiście można to tak odczytać, ale mnie o wiele bardziej uderza tutaj opowieść o niezdiagnozowanej autystce.

Autyzm widać tutaj wyraźnie. Keiko nie umie intuicyjnie wyczuć, jak powinna się zachowywać, więc się maskuje. Staje się grzeczną, ale nieco zbyt spokojną dziewczyną, co jest częstą maską u autystycznych kobiet. Próbuje przetrwać przez milczenie i naśladownictwo. Czuje, że jest z nią coś nie tak, dlatego usiłuje udawać, że jest normalna, choć w głębi duszy wcale tak nie jest. Otoczenie jest zadowolone tylko przez okres studiów. W miarę, jak Keiko dorasta, zaczyna się przygadywanie, żeby znalazła prawdziwą pracę. Ale ona już przywykła do rutyny i nie umie poradzić sobie w innym miejscu. "Byłam świetną ekspedientką, gdyż nauczyłam się z podręcznika, co, kiedy i jak robić, ale co ze światem, do którego nie ma instrukcji obsługi?" Kobiety w spektrum faktycznie często pracują poniżej swoich kwalifikacji, bo nie umieją sobie poradzić ze społecznymi wymaganiami w miejscu pracy, które odpowiadałoby ich wykształceniu.

Rzeczywiście, do pracy w konbini wydaje się być stworzona, ale to wszystko wyuczone. Pomaga jej doskonały zmysł obserwacji i umysł analizujący szczegóły. Podczas drogi do pracy obserwuje okolicę, notuje w głowie wszelkie zmiany. Budowa w okolicy - budowlańcy przyjdą na przerwie po przekąski, trzeba zapewnić im odpowiednie produkty. Gorąco - będą schodzić chłodzone napoje. Zimno - trzeba dopilnować, by nie brakło ciepłych fast foodów i gorącej herbaty. Nie musi się nawet specjalnie starać, jej umysł po prostu zwraca uwagę na wszelkie zmiany. 

Jest świetna także w obserwowaniu ludzi. Naśladuje ich sposób mówienia, ubierania się, wszystko po to, żeby nie odstawać od innych. Nawet złości się wtedy, kiedy inni. Nie rozumie, dlaczego są źli, po prostu zauważyła, że to pomaga w stosunkach międzyludzkich: "odkryłam, że ludzie są szczęśliwi, kiedy ktoś złości się z tego samego powodu, co oni".

Usiłuje jakoś przetrwać wśród normalnych ludzi. Z boku może wydawać się, że wszystko jest w porządku. Ma nawet kilka znajomych w swoim wieku, co prawda ze studiów, i czasem się z nimi spotyka. Właściwie to one nalegają na spotkania, i jeszcze dziwnie się na nią patrzą, że cały czas pracuje dorywczo i już długo choruje (tą wymówkę sprzedała jej siostra, żeby miała jak wytłumaczyć powód pracy dorywczej). Keiko słusznie zauważa: "Ludzie wchodzą z buciorami w życie każdego, kto odbiega od normy. Myślą, że mają prawo wiedzieć, co się dzieje". Między nią a znajomymi wywiązuje się taka wymiana zdań:

- Mogę o coś zapytać, Keiko, miałaś kogoś kiedyś? (...)
- Hm?
- Chłopaka albo coś... Nigdy o takich rzeczach nie opowiadasz.
- A nie, nie miałam - odpowiedziałam odruchowo.
Wszystkie zamilkły. Wymieniły zdumione spojrzenia.
Ach, no tak. Powinnam odpowiedzieć wymijająco, w stylu: "No wiecie, raz nawet dobrze się zapowiadało ale ja zupełnie nie znam się na ludziach." Siostra mi tłumaczyła, że w takich momentach lepiej sugerować jakąś zdradę w przeszłości, nawet jeśli nie miałam żadnych takich doświadczeń, stworzyć wrażenie, że się z kimś spotykałam. "Jak odpowiesz niejednoznacznie na pytanie o życie prywatne, ludzie sami dopowiedzą sobie resztę", tak powiedziała. Ale zawaliłam.
- Wiesz, mam sporo aseksualnych znajomych, jestem tolerancyjna. Teraz są jeszcze ci? Jak się to mówi? Aseksualni - rzuciła Miho, aby rozluźnić atmosferę.

Tutaj widać wyraźnie, jak dokładnie Keiko analizuje wszystkie swoje posunięcia, a jeszcze popełnia błędy. Nie pojmuje, dlaczego koleżankom jest łatwiej wmówić sobie, że jest aseksualna, niż przyjąć do wiadomości prawdę. Nie kłóci się jednak. To nie ma sensu. Pozwala im wierzyć, w co chcą. Bierne niezrozumienie towarzyszy jej na każdym kroku. 

Przypadek sprawia, że przygarnia pod swój dach mężczyznę. Po prostu pozwala mu u siebie mieszkać, widząc, że obojgu przyniesie to korzyści. On również jest wyrzutkiem społeczeństwa, lecz mniej współpracującym. Główna bohaterka zachowuje się wobec niego właściwie, jakby był zwierzęciem domowym. Mówi, że nigdy nie trzymała zwierzątka i nie jest pewna, czy będzie umiała się nim zająć, ale zapewni karmę. Nazywa posiłki po prostu karmą, nigdy nie czuła przyjemności z jedzenia ani gotowania. Je, bo musi mieć siłę na kolejny dzień pracy. Wkrótce mówi o mężczyźnie najbliższym. Keiko po prostu stwierdza fakt, mówiąc, że teraz u niej taki jeden mieszka, a jej otoczenie dopowiada sobie resztę samo. 

Podobnie reagują koleżanki ze studiów. Przez chwilę Keiko czuje się jak normalny człowiek: "Zachowywały się tak, jakbym naprawdę została jedną z nich. Miałam wrażenie, że przyjęły mnie do swojego świata." Zdaje się jednak, że najbardziej odbiło kolegom z pracy. Wcześniej podejmowali bardzo rozsądne rozmowy: o dostawach, klientach, promocjach, towarach i wszelkich sprawach związanych ze sklepem. Teraz nagle zaczęli wypytywać o mężczyznę, a jej niechęć do rozmowy o nim tłumaczą sobie zawstydzeniem. Ci sami ludzie, którzy wcześniej psioczyli na tego człowieka, teraz bardzo go polubili i chcieli się z nim napić. I tak Keiko po osiemnastu latach pracy dowiedziała się, że oni wychodzili na jakieś piwo, o którym nikt nigdy nie wspominał. I jeszcze mówili jej, że tak żałują, że nigdy nie chce się integrować. Szczerze mówiąc nie wiem, czy tutaj są już bezczelni, celowo wyłączając ją wcześniej z grona pijących, bo ona jakaś dziwna i pewnie się nie zgodzi, czy może usiłowali ją zaprosić, mówiąc to tak naokoło, że Keiko ni w ząb nie zrozumiała, czego oni od niej chcą. 

Wreszcie główną bohaterkę odwiedza siostra, chce bardzo poznać tego mężczyznę. Myśli, że Keiko znormalniała, czy jak to ona mówi, wyzdrowiała. Dlatego jest taka szczęśliwa. Na miejscu okazuje się, jak jest. Nie siedzą nawet w jednym pokoju - on przesiaduje w wannie w łazience, mówi, że tak mu bardziej pasuje. Siostra zaczyna płakać i namawiać główną bohaterkę na leczenie u psychologa, uspokaja się dopiero, kiedy mężczyzna wprost kłamie jej, że się pokłócili, i wymyśla jakiś normalny powód. Siostra tak bardzo już nie może znieść dziwaczności Keiko, że nawet się nie zastanawia, od razu to łapie i z radością wyzywa mężczyznę za to, że rozzłościł Keiko. 

Ta scena jest chyba najmocniejsza ze wszystkich, z punktu widzenia osoby w spektrum. Pokazuje apogeum stygmatyzacji jakiejkolwiek inności. Dorosły, wykształcony człowiek woli uwierzyć w jawne kłamstwa, byle tylko nie musieć zmieniać swojego światopoglądu... Bo tak łatwiej... Bo to kłamstwo brzmi normalnej, nie jest takie dziwne, chore. A Keiko naprawdę się stara, usiłuje zadowolić swoje otoczenie, odpowiada na jego potrzeby, tylko że jemu nigdy nie będzie mało. Zawsze coś z nią będzie nie tak. Gdyby nie zależało jej na tym, żeby bliscy się o nią nie martwili, nie robiłaby tego wszystkiego. Nie brałaby tego faceta pod swój dach. A na deser, kiedy główna bohaterka naprawdę już nie wie, jak ma zadowolić normalnych ludzi, dzwoni do krewnej "swojego" mężczyzny i pyta, czy powinni się rozmnożyć. Pyta, bo już sama nie wie, a tamta wydaje się normalna, więc pewnie sensownie jej odpowie. Odpowiada jej: "Zachowajcie ten zwyrodniały materiał genetyczny i weźcie go ze sobą do nieba, tak żeby nic z niego tutaj nie zostało".

Pomijając główne przesłanie, jakie niesie za sobą ta książka, co jest ciężkie w przypadku tak krótkiego utworu, widzę tutaj dramat niezdiagnozowanej autystyki. 

Niby nie okazuje uczuć, zdaje się wręcz, że ich nie ma, zachowuje się przecież bardzo logicznie. To jednak wypracowana latami maska, a emocje są głęboko tłumione i kiedyś wybuchną. Świat nie pozwala jej być sobą, więc cały czas błądzi po omacku, próbując zadowolić swoich bliskich. Nie robi niczego na złość, troszczy się o nich. W końcu nie chce, żeby się o nią martwili. Tak bardzo stara się dopasować, że zdaje jej się, że konbini to jej miejsce. Racja, rutyna może jej pomagać, ale zdaje mi się, że to poczucie bezpieczeństwa w konbini też jest maską. W końcu tutaj może udawać normalną. Nie wyróżnia się. Nie aż tak mocno. Ale tutaj już nie tylko świat nie pozwala jej na inność - sama Keiko nie pozwala sobie na odstawanie od normy, której nie pojmuje, usiłując się do niej dopasować.

Okropnie szkoda mi Keiko. Jest co prawda postacią literacką, ale nie umiem przejść obok niej obojętnie. Obawiam się też, że nie do końca jest nawet kreacją. Jej sposób myślenia, analiza psychologiczna, wszystko to jest tak dobrze oddane, że boję się, że autorka pisała po prostu o sobie, może niektóre rzeczy zmieniając. Boję się, bo jeśli rzeczywiście pisała o sobie, to znaczy, że nadal cierpi. Nadal usiłuje wcisnąć się jakoś w ramy normalności, dusi w sobie emocje i swoje prawdziwe pragnienia. Nikt nie chce jej zrozumieć, każdy oczekuje od niej, że to ona się dostosuje. Wiem, jak stres mniejszościowy ryje psychę, a w społeczeństwach azjatyckich z pewnością jest jeszcze gorszy, bo tamte kultury stawiają na kolektywizm. Ważne jest dobro grupy, jednostka ma się nie wychylać. Widać to też całkiem dobrze na kartach tej książki. Gdybym tylko mogła, skontaktowałabym się z autorką, powiedziała: hej, jeśli przeżycia Keiko są twoimi przeżyciami, to nie jesteś sama. Jesteś autystyczna! 

Mogę więc jedynie napisać do was, że jeśli czujecie się trochę jak Keiko, to bardzo prawdopodobne, że jesteście neuroatypowi, a to nic złego, trzeba tylko nauczyć się to akceptować i rozumieć swoje potrzeby.

Na końcu podzielę się z wami jeszcze jednym zdjęciem, słowami Shirahy, które moim zdaniem trafnie podsumowują to, co dzieje się w umysłach neurotypowych bohaterów. Może i ten cytat nie oddaje idealnie rzeczywistości i z pewnością jakieś inne analogie byłyby lepsze, jak powiedziałby Sora, ale ta moim zdaniem jest warta zastanowienia się:

Komentarze