Mutyzm wybiórczy

Nie mówi, bo nie. Ale czy na pewno? /Źródło
     Gdy byłam mała, mama uczyła mnie pięciu magicznych słów: proszę, dziękuję, przepraszam, dzień dobry, do widzenia. 

    Wskazywała, kiedy należy używać którego z nich i egzekwowała tą wiedzę.

    Chciałam być posłuszną córką. Chciałam, żeby mnie chwaliła. Wiedziałam, że tak należy, wiedziałam, kiedy co się mówi.

    Ale kiedy próbowałam otworzyć usta, nie wydobywał się z nich żaden dźwięk.

    Reakcja mamy była zawsze podobna: krzyk, gdy osoba, którą miałam powitać, już odeszła, ukradkowe, ale zdecydowane, agresywne szarpnięcie za rękę, nienawistny szept: "dlaczego nic nie powiedziałaś?". Zdarzało się, owszem, że faktycznie nie poznałam sąsiada czy nauczycielki poza szkołą. W większości przypadków jednak te osoby rozpoznawałam, a i tak nie byłam w stanie wykrztusić do nich "dzień dobry". Najczęściej, kiedy już mi się udawało, i tak było to zbyt ciche, by mama mnie dosłyszała i znowu karała mnie, bo myślała, że naprawdę się nie odezwałam. 

    Doszło do tego, że zaczęłam się sytuacji, kiedy należy używać magicznych słów, po prostu bać. Bo w 90% przypadków mimo usilnych starań nie byłam w stanie nic powiedzieć, co wiązało się z karą, a więc te sytuacje kojarzyły mi się źle. Nienawidziłam dostawania prezentów i pieniędzy od rodziny, bo trzeba było dziękować. Same prezenty przyjmowałam chętnie, ale choć chciałam, nie umiałam podziękować. Nigdy nikogo o nic nie prosiłam. Zamiast przepraszam, szybko zaczęłam używać "sorry" i wtedy mnie nie blokuje. Do dziś odruchowo tak mówię, gdy np. kogoś potrącę, idąc. "Dzień dobry" i "do widzenia" były moją zmorą, a o jeszcze większy stres przyprawiało mnie dostosowanie powitania do pory dnia: kiedy zaczyna się już "dobry wieczór", a kiedy "dobranoc"? Gdy byłam sama na mieście i widziałam w oddali kogoś znajomego, starałam się nie patrzeć mu w oczy i udawać, że go nie zauważyłam. A nawet chować się za sklepowymi półkami, udawałam potwornie zainteresowaną składem płatków śniadaniowych. 

    Obecnie uważam, że te zwroty są po prostu nieszczere, utarte, więc wolę nic nie powiedzieć. Ale tak wypada, dla NT to wyznacznik uprzejmości i szacunku, więc nauczyłam się ich używać, kiedy trzeba. Ale dopiero, kiedy nikt nie dyszał mi na kark i nie oceniał. Zaczęłam od pań w sklepie. Nie łajałam się w myślach za to, jeśli nie udało mi się powiedzieć dzień dobry i do widzenia. Teraz robię to automatycznie, razem z dziękuję. Jedynie gdy coś dostaję wciąż nie potrafię dziękować. Zamiast tego wolę ująć sens tych słów w swoje własne zdanie, bo wtedy są to moje słowa prosto z serca. Dlatego bardziej szczere wydaje mi się cześć, papa, dzięki czy pliska

Dokładnie tak się czułam, kiedy wiedziałam, że mam się odezwać, ale z mojego gardła nie
wydobywał się żaden dźwięk. /Źródło

    Kiedy raczkowałam w tematyce autyzmu, rzuciło mi się w oczy hasło: mutyzm wybiórczy. 

    Jest to zaburzenie charakterystyczne dla wieku dziecięcego. Występuje, kiedy dziecko w konkretnych sytuacjach, kiedy oczekuje się od niego, by mówiło, nie odzywa się. Kryteria diagnostyczne wskazują również, że problemem nie jest brak rozumienia języka czy zaburzenia rozwojowe. Aby zdiagnozować mutyzm, musi występować przez ponad cztery tygodnie. Jednorazowa sytuacja, kiedy dziecko nie odezwało się do cioci, nie będzie więc jeszcze mutyzmem. Serce szybciej mi zabiło natomiast, kiedy przeczytałam o przyczynach tego zjawiska. Do jeszcze stosunkowo niedawna specjaliści sądzili, że dzieci świadomie nie chcą mówić, bo nie, bo są niegrzeczne, bo się uparły. Odzwierciedlały to dawne nazwy tego zaburzenia: afazja dobrowolna, dobrowolny mutyzm. Nazwę mutyzm selektywny/wybiórczy wprowadzono dopiero w 1994 roku, kiedy wreszcie zdano sobie sprawę z prawdziwych przyczyn okazjonalnego braku mowy u dzieci. Przyczyny są bowiem psychiczne i wynikają z lęku. Dla takiego dziecka mówienie w tych określonych sytuacjach wiąże się z wielkim stresem i dlatego go unika. 

Trochę mała i niewyraźna, ale bardzo ważna
grafika.
    Dziś wiem, że to, czego doświadczyłam w dzieciństwie to prawdopodobnie właśnie ta przypadłość. Chciałam mówić, ale nie byłam w stanie. Coś mnie blokowało. Być może już na początku stresowałam się, czy dobrze wypadnę tak bardzo, że po prostu odbierało mi mowę. 

    Nie umiem nawet opisać, jak się wtedy poczułam. Całe życie myślałam, że powinnam bardziej się starać, skoro nie udaje mi się powiedzieć tego głupiego "dzień dobry", a potem dowiaduję się, że to zaburzenie i moje zmagania były jak najbardziej prawdziwe. Żałować mogę tylko, że mój mutyzm nigdy nie został rozpoznany, nigdy nie podjęto leczenia, a z czasem, wraz z innymi złymi doświadczeniami społecznymi, urósł do fobii społecznej, już rozpoznanej. 

    Piszę o tym dlatego, że mutyzm wybiórczy występuje u części autystyków. Mutyzm nie jest kryterium diagnostycznym ani objawem samym w sobie, może być osobnym zaburzeniem. Pojawia się zwykle pod wpływem stresu, często występuje podczas shutdownu.

  Jeśli chcecie poczytać więcej o mutyzmie, zapraszam na tą stronę, nie ma sensu kopiować i parafrazować, skoro tu wszystko jest rzetelnie ujęte.

Ale bywa też tak... I to też należy uszanować! /Źrodło

    A co, jeśli osoba z autyzmem rzeczywiście nie mówi z zupełnie innych powodów, nie dlatego, że doświadcza stresu?

    Sama o sobie mogę powiedzieć, że bardzo często wybieram ciszę. Powody są bardzo różne, ale na pewno nie chcę być przez to nieuprzejma. Czasem nie mamy ochoty na rozmowę. Czasem brakuje nam zasobów - jesteśmy przebodźcowani, zmęczeni, brakuje nam "mocy obliczeniowej mózgu", żeby jeszcze do tego prowadzić rozmowę. Wbrew pozorom konwersacja konsumuje sporo naszej energii. Zdarza się, że nie mówimy, bo uważamy, że odzywanie się dla samego odzywania w danym momencie jest wymuszone, nienaturalne. Bo nie mamy nic ciekawego do powiedzenia. Bo rodziny nie interesuje sposób rozmnażania mszaków, który jest akurat naszym specjalnym zainteresowaniem. 

    Powodów może być wiele więcej i wcale nie muszą wiązać się ani ze stresem, ani z nieuprzejmością. Po prostu czasem częściej niż inni ludzie się nie odzywamy, zajmujemy się wtedy swoimi sprawami, zainteresowaniami, a czasem wręcz po prostu rozmyślaniem i gapieniem się w sufit. W głowie też jest masa rzeczy do roboty. To nie zawsze znaczy, że nie lubimy waszego towarzystwa. Nie zawsze znaczy, że jesteśmy niegrzeczni, nieuprzejmi, chamscy. Po prostu są takie chwile, kiedy nie czujemy potrzeby kontaktu werbalnego ze światem.

Komentarze