Dotyk

Tu powinni być autystycy a nie koty
    Dotyk bywa kontrowersyjną kwestią wśród autystyków. Jedni go lubią, inni nienawidzą. Ale dlaczego tak jest?

    Tak, jak było z jedzeniem, to kolejny temat mocno osadzony sensorycznie. Wiemy już, że autyzm często wiąże się z zaburzeniami SI, które również są całym spektrum najróżniejszych objawów. Niektórzy autystycy będą reagować na dotyk jak osoby NT, inni będą nadwrażliwi (ci, którzy nie lubią dotyku), jeszcze inni niedowrażliwi (będą domagać się dotyku, docisku), najczęściej jednak spotkamy miks wszystkiego zależnie od aktualnych zasobów i sytuacji. 

    Ja mam swoją własną historię związaną z dotykiem. Od dziecka nienawidziłam łaskotek, śmieję się podczas nich jak chyba każdy, ale są bardzo męczące i obciążające sensorycznie. Bardzo szybko przestałam się też domagać pieszczot od rodziców, byłam sztywna, a wręcz wyrywałam się z ramion. To cecha bardziej wrażliwca, a ja mam niedowrażliwą priopercepcję, co sprawia, że lubię dotyk i docisk (takie osoby dobrze też śpią pod kołdrami obciążeniowymi). Więc co tu się, u licha, stało?

    Zabrakło mi zaufania.

    Wspominałam już kilkakrotnie, jak traktowali mnie rodzice, zero szacunku dla inności, masz być taka jak wszyscy, bo jak nie, to jesteś głupia i upośledzona, te klocki, nie? Czy gdyby ktoś bliski tak do was mówił, chcielibyście się do niego przytulać? No raczej nie. I u mnie było dokładnie tak samo. Nadal przytulałam pluszaki, poduszki, ale nie znosiłam dotyku ludzi, nawet tych bliskich, bo im nie ufałam, nie dlatego, że dotyk mi się w jakiś sposób sensorycznie nie podobał. Wciąż za to byłam ufna wobec personelu medycznego, bardzo miło wspominam echo serca i było mi smutno, kiedy przestaliśmy na to jeździć, bo to było dla mnie jak masaż, takie przyjemne. Lubiłam być badana, głaskana (kładłam się na kolanach jeszcze tylko u dziadka), nawet wyciągałam kuchenne przyrządy i kładłam na sobie, udając, że to operacja XD. Nosiłam i przytulałam koty, gdy byliśmy u kogoś z rodziny, kto miał kota. Potem dostałam własnego i na niego przeniosłam potrzebę dotyku. Uwielbiam miękką, puszystą sierść, delikatny, ciepły, mruczący ciężar na kolanach albo na brzuchu. Niedługo potem poszłam do gimnazjum i zaprzyjaźniłam się z Alicją, przytulałyśmy się zawsze na powitanie. Wciąż jednak nie dawałam się dotykać byle komu, tylko osobom i stworzeniom (kotom), którym ufałam. 

Tak właśnie się poczułam, kiedy mnie objęła.
Nawet nie raczyła zapytać. No chamstwo!
/jk, teraz nie mam jej tego za złe

    I raz w tym okresie dotknęła mnie osoba, której nie ufałam, w kontekście, na który nie pozwoliłam.

    Miałam 12 lat, pierwsza wizyta u doc rodzinnej w związku z guzem, o którym pokrótce opowiadałam w tym poście, właściwie po samo skierowanie na badania i do specjalisty, bo ona więcej wiele nie mogła zrobić. Jako dzieciak ją lubiłam, ale w tym okresie stała się Wrogiem Publicznym Nr 1, ponieważ iż że:

  • ja nie chciałam iść do lekarza, mama mnie zmusiła!
  • nikomu nie pozwoliłam dotykać moich piersi, zabieraj te łapska!
  • zabroniła mi jeść kurczaki, czyli jedyne mięso, które jem, bo pakują w nie hormony i na pewno od tego ten guzek!

    Nie wyraziłam swojego sprzeciwu w gabinecie, byłam grzeczną pacjentką, co najwyżej mogłam wyglądać z twarzy na wkurzoną. No i już po badaniu, doc rozmawia z mamą, ja nie słucham, siedzę na kozetce, przerażona, co ze mną dalej będzie, i nagle doc siada obok mnie i obejmuje mnie ramieniem.

    Wyjątkowa_Autystka.exe has stopped responding.

    No po prostu zamarłam, byłam w głębokim szoku, Wróg Publiczny Nr 1 śmie mnie obejmować, co to ma być wgl. W dodatku się wystraszyłam, bo jako dziecko byłam święcie przekonana, że skoro ja nie czuję swojej ekspresji twarzy, to znaczy, że jej nie mam i inni też nie widzą, jak się czuję. Więc to było takie: O KURWA ZAUWAŻYŁA ŻE SIĘ BOJĘ. Miałam obsesję na punkcie tego, żeby nie pokazać swojej słabości, strachu, więc tylko bardziej mnie to spłoszyło. 

    Potem przyszła druga fala szoku: dlaczego to zrobiła? Dlaczego mnie objęła? Po co? W jakim celu?

    Nie wiedziałam, jak zareagować, więc po prostu siedziałam cicho i w ogóle się nie ruszałam.

Wyjątkowa Autystka: Nie, w ogóle nie jestem autystyczna.
Też Wyjątkowa Autystka: Dopiero po latach, w lockdownie, olśniło mnie nagle, że chciała mnie po prostu pocieszyć.

    Nawet nie wiecie, jak ja sobie plułam w brodę, jak sobie to uświadomiłam. Bo wtedy nagle mi się zachciało przytulania. I stęskniłam się. I nie była już Wrogiem Publicznym Nr 1 od dawna, w końcu dali sobie spokój z tymi kurczakami, a ja nawrotu nie miałam, więc elo. 

O to właśnie chodziło!
    Dalszą część tej historii znacie z tego posta. Był przytulasek, były naklejki, ale dopiero po zdobyciu zaufania. 

    W międzyczasie zaczęłam chodzić z Sorą. Jemu ufam, daję się przytulać, głaskać po głowie, kładę mu się na kolanach, siadam na kolanach, tylko pocałunki nie sprawiają mi przyjemności. Żadnych iskierek, nie wiem, czemu. Ma być skóra do skóry, a nie lizanie się. Całuję tylko moją kotkę. Lubię się przytulać, czuć ciepło drugiego człowieka. Czuję się wtedy bezpiecznie. Najbardziej lubię jednocześnie słuchać serca, ten dźwięk mnie uspokaja. Nie mam raczej problemu z byciem dotykaną przez osoby, którym ufam, ale za to jest problem z dotykaniem. Boję się sama zainicjować dotyk. Nie odwzajemniam uścisku przy krótkim przytuleniu, odważę się dopiero po kilku minutach, kiedy już przyzwyczaję się do dotyku, budowy ciała drugiej osoby. Więc jeśli znam kogoś, wiem, jakie to uczucie go przytulać, to jest mi łatwiej odwzajemnić uścisk. Nie wiem w sumie, czemu, po prostu tak mam.

Komentarze