Domyśl się! - czyli brak wyobraźni

Wiecie, jakie jest znienawidzone zdanie autystyków?

Domyśl się.

Ale najgorsze jest chyba to, że nawet to "domyśl się" nigdy nie pada. Nie otrzymujemy więc nawet informacji, że trzeba się domyślić, bo coś zrobiliśmy nie tak. Coś, ale co? 

Dobra, wydaje mi się, że niewiele w tej chwili rozumiecie z tego, o czym mowa, chyba, że sami padliście ofiarą tego całego "domyśl się". Żeby to nieco rozjaśnić, przytoczę kilka sytuacji z dzieciństwa, kiedy pojawił się konflikt właśnie dlatego, że nie domyśliłam się.

Od najmłodszych lat w kółko słyszałam to samo zdanie: jaka ty jesteś niedomyślna

Wyzywała mnie tak moja mama, kiedy nie robiłam tego, czego ode mnie chciała, a nawet nie tłumaczyła, czego konkretnie oczekiwała. Wystarczyłoby komunikować wprost, czego chce, i być może bym to zrobiła. Być może, bo miałam wiele blokad: a to lęk, a to wewnętrzne poczucie niesprawiedliwości. Od zawsze intuicyjnie wiedziałam, co jest dobre dla mojej psychiki, a co nie. Jeśli coś wydawało się dla mnie przemocowe, to się na to nie godziłam - i wtedy byłam wyzywana od niegrzecznych, nieznośnych dziewuszysk. Rozumiałam także to, że cholernie niesprawiedliwe jest oczekiwać od kogokolwiek, że się domyśli, co od niego chcemy, o co się obraziliśmy, o co nam chodzi. Trzeba się komunikować. Nie znaczy to też, że sama nie popełniałam tych samych błędów, będąc dzieckiem. Problem polega na tym, że zamiast wyjaśnić, co robiłam źle i jak mam zachować się w podobnej sytuacji na przyszłość, słyszałam obelgi, bo to przecież powinno być oczywiste. Dla mnie nie było. Takich gaf było mnóstwo na początkowym etapie mojego życia, we wszystkim, co inni jakoś instynktownie wiedzieli, ja miałam braki. I naprawdę nie wiem już, czy jest to zaniedbanie rodziców, czy rzeczywiście normalne dzieci jakoś to wiedzą. Tych sytuacji było tak dużo i były tak bolesne, że tak naprawdę większość z nich wyparłam. Z pewnym wysiłkiem jednak postaram się wam podać parę przykładów.

Jeszcze w podstawówce nie spuszczałam wody po siku, bo NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ I SAMA SIĘ NIE DOMYŚLIŁAM. Kupę się domyśliłam, bo pływa tam takie brzydkie i śmierdzące. Zaczęłam spuszczać, gdy w podstawówce koleżanka z klasy, korzystając z toalety po mnie, zwróciła mi uwagę, że nie spuściłam. Zrobiło mi się wstyd i od tego czasu spuszczam. Do dziś nie wiem, dlaczego nikt mi nigdy nie powiedział.

Zdjęcie z Kobiet i dziewczyn w spektrum autyzmu.
Nie tylko ja nie domyśliłam się, jak należy się prawidłowo
oporządzać.

Bardzo często zdarzało mi się coś zepsuć, przewrócić. Wtedy zawsze mama mnie wyzywała, że trzeba było się domyślić, że to się stanie. Otwierałam okna, nie zdejmując z nich doniczek z kwiatami. Chwytałam się wieszaków, które pod moim ciężarem się zrywały. Rozlewałam napoje. Mnóstwo tych zachowań mogło wynikać ze zwykłej nieuwagi. Długo nie wiedziałam, dlaczego mama na mnie krzyczy. Dopiero jako dorosła, już po diagnozie, dotarło to do mnie. Zdarzało się to tak nagminnie i w tak oczywistych sytuacjach, że naprawdę już musiałabym być niespełna rozumu, żeby takie rzeczy robić. A mimo to je robiłam. Mama była całe moje życie przekonana, że robię to specjalnie. A nigdy tak nie było. Mam po prostu problem z zaplanowaniem czynności motorycznej. W dodatku nie mam wyobraźni. Niewiarygodne, jesteś osobą w spektrum i się nie zgadzasz? Ja też na początku nie chciałam wierzyć, przecież dosłownie pół życia spędziłam w wyimaginowanych światach, no to jak nie mam wyobraźni? Dowiedziałam się o braku wyobraźni u osób w spektrum naprawdę niedawno, z książki Hendricx, o której już na blogu trochę mówiłam. 

Brak wyobraźni u autystyków dotyczy przede wszystkim przewidywania możliwych konsekwencji naszych decyzji. 

Gdy to zrozumiałam, wszystko ułożyło się w całość. Część mojej niezdarności wynikała z tego, że nie przewidziałam, że coś mogę rozlać, przewrócić, i tak dalej. Druga część już z samego braku panowania nad swoim ciałem, zaburzonej priopercepcji (czucia głębokiego, czyli wyczuwania, w jakim miejscu w przestrzeni są poszczególne części mojego ciała). Jednak część moich małych wypadków była spowodowana brakiem automatycznego planowania przez mózg. Jakby nie potrafił on wyszukiwać realnych zagrożeń - zamiast tego zajmował się przejmowaniem tymi irracjonalnymi, czyli lękami. Wydaje mi się, że moja obecna kondycja planowania czynności jest wypadkową obydwu przyczyn. Z jednej strony nauczyłam się poprzez doświadczenie, że muszę uważać na swoje postępowanie, żeby nie zrujnować niczego. Z drugiej - bo uspokoiło się właśnie wtedy, gdy udało się dostosować dawkę leków - lęki wyraźnie zmalały, wydaje się więc, że mój mózg wreszcie ma dość pamięci roboczej, żeby zajmować się wyszukiwaniem realnych, potencjalnych zagrożeń. Dzięki temu teraz pomyślę dwa razy, zanim zrobię coś nieostrożnego. Tak to w gruncie rzeczy powinno działać - żebyśmy nie zrobili sobie krzywdy, przypadkiem czegoś nie podpalili, i tak dalej. 

A skoro o problemie dowiedziałam się z Kobiet i dziewczyn w spektrum autyzmu, to mam dla was parę cytatów z tym związanych:

"Ja sama żyłam w nieustającym strachu, że moim dzieciom (i innym osobom znajdującym się pod moją opieką) może stać się jakaś krzywda, a to wszystko z powodu przeoczenia przeze mnie zagrożeń, które wszyscy poza mną potrafiliby przewidzieć"

"Niektóre dzieci bardzo źle znoszą moment, gdy rodzic zostawia je w przedszkolu, jeśli nie zostały należycie poinformowane, że mama czy tata po nie wrócą. Ponieważ los poskąpił im wyobraźni, dzieci z ASD mogą zakładać, że nigdy więcej nie zobaczą rodzica, co sprawia, że ich rozpacz spowodowana rozstaniem staje się nie do zniesienia."

Dodam, że miałam identyczne myśli, o których wspominałam w poście o meltdownie. Przekleję te dwie sytuacje dla ilustracji:

🔴🔴🔴

Gdy byłam mała i jeździliśmy na działkę, która jest naszym aktualnym ogrodem (tata budował nam dom, sam), i nie było tam praktycznie nic, rodzice często zostawiali mnie pod opieką sąsiadów za płotem. Bawiłam się w ich domu z ich dziećmi, starszymi ode mnie. Pewnego razu zauważyłam przez płot, że nasz samochód wyjeżdża. Dla mnie to wyglądało tak, jakby rodzice bez pytania zostawili mnie na zawsze z praktycznie obcymi ludźmi. Od razu zaczęłam głośno płakać i krzyczeć. Okazało się, że tata po prostu wyjechał, stanął na wyjeździe, a mama i tak zaraz miała po mnie pójść. 

 🔴🔴🔴

    Byłam wtedy na urodzinach koleżanki z klasy, takiej, co była dla mnie w porządku. Były też inne dziewczyny, normalnie się bawiłyśmy, było fajnie.

    W którymś momencie zorientowałam się, że jestem na balkonie w jej domu sama, a drzwi są zamknięte. Doskonale pamiętam, jak waliłam w te drzwi, szarpałam za klamkę, krzyczałam, dosłownie zdzierałam sobie gardło i płakałam, uroiło mi się, że nigdy nikt tych drzwi nie otworzy, a ja tam na tym balkonie umrę z głodu. 

    Teraz, na chłodno, wiem, że problem to by miały dziewczyny za takie potraktowanie gościa, gdy wieczorem rodzice zaczęliby przyjeżdżać po dzieci, mnie by nie było, a rodzice jubilatki prędzej czy później znaleźliby mnie zamkniętą na balkonie. Dziewczyny też o tym wiedziały, wypuściły mnie w końcu, zamknęły mnie specjalnie, żeby zobaczyć ten spektakl moich łez i histerii. 

    Ale potem bawiłam się dalej, choć już podejrzliwa, bo może znowu wytną mi jakiś numer. Poszłyśmy na trampolinę. Bardzo bałam się wtedy psów, teraz już się trochę przyzwyczaiłam, bo moja kuzynka ma yorka i jego się nie boję, więc takie drobne pieski mnie nie przerażają, duże wolę ominąć z daleka. 

    No i dziewczyny powiedziały, że zaraz wypuszczą psa, a potem dodały, że byka, bo rodzice jubilatki mieli gospodarstwo. I uciekły, udając, że idą wypuścić psa i byka. Nie wierzyłam, ze wypuszczą byka, ale ten pies zadziałał na mnie jak taki straszak, znowu zaczęłam płakać, i wtedy już wzięłam komórkę i zadzwoniłam do rodziców, żeby mnie stąd zabrali i mnie ratowali. Właściwie wieść przekazała babcia, bo rodzice byli wtedy na działce, tak nazywaliśmy teren mojego aktualnego domu, który tata na raty sam budował przez lata. 

    Po chwili dziewczyny wróciły, nie mogły uwierzyć, że faktycznie aż tak się przerażę i aż zadzwonię do rodziców, ja próbowałam wszystko odkręcić, żeby jednak nie przyjeżdżali, ale już byli w drodze, więc jednak mnie zabrali z urodzin przedwcześnie. Opowiedziałam im wszystko, ale wciąż, zero reakcji, rozmowy z rodzicami tych dziewczyn, że takie rzeczy się dzieją.

🔴🔴🔴

Brak wyobraźni wyraźnie odbija się też na kontaktach z ludźmi, nie tylko funkcjonowaniu w trójwymiarowej przestrzeni. 

Zapewne kojarzycie sytuację, w której dziewczyna i chłopak się kłócą. Dziewczyna jest obrażona, chłopak nie wie, o co jej chodzi, pyta wprost, co zrobił nie tak. Ona na to: domyśl się, i strzela focha. Chłopak zostaje sam ze swoimi myślami, nie wie, co przeskrobał albo o czym zapomniał, i nastają ciche dni.

Jeśli ktoś z was jeszcze nie wie, to tak wygląda toksyczny związek, i to kobieta jest tutaj toksyczna. Brakuje komunikacji, rozmowy między sobą o potrzebach. Inna sprawa, jeśli dziewczyna wcześniej rozmawiała z chłopakiem na temat tego, co dla niej ważne, a on kompletnie zapomniał - wtedy wina jest po jego stronie. Przyjmijmy jednak, że takiej rozmowy nigdy nie było, dziewczyna oczekuje, że chłopak odgadnie jej myśli, jakby był jakimś medium. Tak to nie powinno wyglądać.

Mówię o tym dlatego, bo autystycy bardzo często znajdują się w podobnej sytuacji w kontaktach z neurotypowymi, nie tylko w związkach.

Powodem jest mniejsza świadomość niepisanych reguł społecznych.  

Szczerze mówiąc, jest mi bardzo trudno podać jakiekolwiek przykłady takich sytuacji, wyjaśnić, co dokładnie dzieje się nie tak, więc pozwolę sobie wkleić zdjęcia z książki Hendricx, podejmujące tą tematykę. Zdjęcia, bo to dłuższe fragmenty, na pół strony.

 
Druga sprawa, też wynikająca częściowo z braku wyobraźni, to niezwykła zdolność do wpadania w tarapaty. Sama tego nie doświadczyłam dzięki lękom (bałam się nawet swojego cienia, ale jakieś plusy były), ale wiele autystyków może mieć problem z przewidzeniem zagrożenia wśród ludzi. Często przyjmujemy po prostu, że wszyscy ludzie mają podobny światopogląd do naszego. A że nierzadko mamy bardzo wysokie poczucie sprawiedliwości, nawet nam do głowy nie przyjdzie, że ktoś mógłby nam zrobić coś złego. Przez to bywamy nieostrożni, naiwni, pakujemy się w przemocowe relacje, może się zdarzyć, że złapiemy się na jakiś przekręt, bo uwierzymy w każde słowo naszego oprawcy. I może to dotyczyć naprawdę wszystkiego. Łatwiej niż neurotypowi damy się porwać, okraść, wykorzystać, pozwolimy sobie wcisnąć narkotyki i inne takie, no chyba, że akurat nieszczęśliwie (choć w tym wypadku szczęśliwie) należymy do większości, którą są straumatyzowani autystycy. Wtedy podwyższony poziom lęku spowoduje, że nikomu nie uwierzymy, nawet osobie, która mogłaby nam pomóc, i np. nie powiemy lekarzowi, że jakiś symptom nas niepokoi, bo przecież nie ufamy nikomu. Chyba teraz rozumiecie, o co chodzi. O tej naiwności trochę jest też u Hendricx, zacytuję:

"Nie ulega wątpliwości, że kobietom i dziewczętom z autyzmem grozi szczególne niebezpieczeństwo ze strony przestępców seksualnych (Attwood, 2007; Holliday Willey, 2012, 2014). Niewłaściwe interpretowanie sygnałów, naiwność i branie każdego zasłyszanego słowa na poważnie mogą doprowadzić do poważnych problemów [...]"

Do braku wyobraźni w sytuacjach społecznych mam tylko jeden przykład z mojego życia, choć wiem, że takich sytuacji było multum. Znowu, wyparłam je. Tą jednak zapamiętałam wyraźniej, może dlatego, że omawiałam ją na poprzedniej terapii. Przykład, jak autystyk może się nie dogadać z NT.

W klasie maturalnej załatwiłam sobie korki z matmy, poszłam na pierwsze zajęcia (indywidualne, bo wiem, że jeszcze mogą być grupowe, to wtedy uczniowie się mogą zgadać, dopytać coś), na koniec lekcji nauczyciel nie powiedział, kiedy mam następnym razem przyjść, a ja też nie zapytałam. Nie powiedział nic, jakby to było oczywiste. Dodam, że mieszkam na wsi tuż obok małego miasta (to wszystko w sumie jeden Pieron, na wsi się tylko śpi i siedzi w domu a całe życie jest w mieście, wszyscy pracują gdzieś w Wygwizdowie), więc mógł stwierdzić, że wystarczy się kogoś zapytać, dużo osób wie, informacja łatwo dostępna, no ale ja nie pomyślałam. Nie przyszłam na kolejne zajęcia. Ze strony nauczyciela też całkowita cisza od kilku tygodni. Idę do niego do domu, pytam się, o co chodzi, okazuje się, że przyjął na moje miejsce nowego ucznia, bo nie przyszłam na drugą lekcję. ALE MI NIE POWIEDZIAŁ I SAMA SIĘ NIE DOMYŚLIŁAM. 

Od tego czasu zawsze pytam, w jakim odstępie czasowym będą spotkania, jeśli się na coś zapisuję. I upewniam kilkakrotnie. Gdy coś robię, sama, manualnie, zastanawiam się, co może pójść nie tak, skoro mój mózg sam tego nie umie. I tak naprawdę nie wiem, czy to jest dla mnie do końca dobre. Z zewnątrz wydaję się bardziej normalna, ale czy to nie jest forma maskowania? W końcu muszę się specjalnie na tym skupić i wręcz wywoływać u siebie call of the void - zew pustki. To taka sytuacja, kiedy nagle pojawia się niechciana myśl. Np. idziesz po schodach z dzieckiem i zastanawiasz się co się stanie jak je wypuścisz z rąk. Stoisz na krawędzi przepaści i rozważasz skok. A w rzeczywistości nie chcesz zrobić krzywdy ani dziecku, ani sobie. W ten sposób ludzki mózg sprawdza, jakie istnieją w danej sytuacji zagrożenia. I ja właśnie taki call of the void u siebie wywołuję, żeby znowu czegoś nie zepsuć, nie zrzucić, nie poparzyć się. Otwierając szafkę, w której trzymam zapalniczkę, zawsze wyobrażam sobie, jak ona jakimś cudem zapala się sama, papierek obok zajmuje się ogniem i powoli pali się cała szafka, cały dom... Mnóstwo innych analogicznych sytuacji, których nie mogę sobie przypomnieć, bo są to drobne, niewiele znaczące czynności, a wraz z nimi krótkie, niewiele znaczące obrazy. Służące tak naprawdę tylko temu, żeby mnie ostrzec: nie zapalaj zapalniczki w tej pozycji, tak, jak leży. Przecież o tym wiem. Więc po co dodatkowo straszę się tą wizją pożaru? Żeby lepiej zapamiętać? Nie wiem. Chyba nie do końca sobie z tym brakiem wyobraźni poradziłam. A ludzie i tak będą gadać, że przecież ty nie wyglądasz na autystkę i świetnie sobie radzisz. Akurat.

Komentarze